Ponieważ odwołali dwie imprezy, na których byłem w zeszłym roku, czułem potrzebę "pościgania się" na jakiejś fajnej rowerowej trasie 🚵♂️.Wybór padł na nieznane mi wcześniej zawody.
Nazwa Szutry Premium bardzo mi się spodobała, więc decyzję podjąłem dość szybko i równie szybko znalazłem się na liście startowej 😁.
 Do wyboru były 3 dystanse: 160, 270 i 460 km. Ja poszedłem na łatwiznę i wybrałem najkrótszą trasę 😉.
 Ciekawe było to, że można było dokonać zmiany dystansu w trakcie trwania zawodów 🔄.
9 sierpnia o 5 rano wsiadłem wraz z rowerem do samochodu i pojechałem, pełen niepokoju, do Wrocławia, gdzie zaplanowano na godzinę 8.40 start mojej grupy 🚗🚴♂️.Niepokój wynikał głównie z prognoz pogody, które straszyły upałem, deszczem i burzami 🌦️🌩️☀️.Na szczęście z tych trzech pogodowych elementów sprawdził się tylko jeden 😅.
Po odebraniu pakietów i trackera obserwowałem sobie krzątających się po bazie zawodów zawodników 👀.
 Zwróciłem uwagę na dwie rzeczy:👉 prawie nikt nie miał roweru górskiego👉 prawie nikt nie miał roweru tańszego niż 15 tys. 😆
Niezrażony tym faktem przygotowywałem się do startu 💪.
 Trzeba było dokładnie przemyśleć, co zabrać, ponieważ na trasie był tylko jeden punkt z wodą i jedzeniem 💧🍌.
Start odbywał się w ok. 20-osobowych grupach co 10 min.O 8.35 ustawiłem się na linii startu, a punktualnie o 8.40 padła komenda – START! 🚦Nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale pokonanie trasy jakichkolwiek zawodów nie może u mnie przebiegać w spokoju, bez stresu i bez przygód 😅 (choć muszę przyznać, że nawet mi się to podoba 😂 – nie ma nudy 🤣).
Zaraz po starcie mój Garmin z wpisaną trasą zaczął żyć własnym życiem 🫠.
 Kazał mi zakończyć trasę i zaczął podawać jakieś dziwne komunikaty 📟.
 Zawodnicy jadący przede mną szybko zniknęli mi z pola widzenia. Zostałem sam 😬.
 Nie za bardzo wiedziałem, gdzie jechać, a ponadto, próbując grzebać w Garminie, kilka razy wjeżdżałem w kałuże, dziury i inne przeszkody 💦💥.
 Jednym słowem – zaczęło się rewelacyjnie 😁.
Wyjście było jedno.Zatrzymałem się, wyłączyłem urządzenie nawigacyjne, po czym włączyłem je ponownie i od nowa wgrałem trasę.Tym razem sprzęt załapał, o co chodzi, i teraz mogłem pędzić i gnać na złamanie karku, aby nadrobić stracony czas 💨😉.
 Oczywiście nie zrobiłem tego 😅.
 Szczęśliwy, że "naprawiłem" Garmina, jechałem sobie sprawnie, ale spokojnie do przodu 🚴♂️.Trasa prowadziła urokliwymi wałami Odry i otaczających Wrocław kanałów 🌿🌊.
Po kilkunastu kilometrach zaczęli mnie doganiać zawodnicy z następnych grup, więc w końcu mogłem się poczuć jak na wyścigu 😎.
 W pewnym momencie jechaliśmy przez piękne liściaste lasy 🌳🍃, a po chwili trasa stała się wąska, błotnista i trudna technicznie 😬, ale właśnie tam – ku mojej radości – zacząłem wyprzedzać gravelowców, ponieważ mój góral radził sobie trochę lepiej w trudnych warunkach 😁.
Generalnie trasa była bardzo szybka i nazwa Szutry Premium nie była przypadkowa 🚴♂️💨.
 Ważną rzeczą było dobre zaplanowanie, gdzie kupić wodę 💧, ponieważ temperatura tego dnia była bardzo wymagająca 🥵.Po porannych 20–22 stopniach, przez resztę dnia termometry pokazywały grubo ponad 30 st. 🌡️.
Dwa razy były ok. 50-kilometrowe odcinki prowadzone przez las – bez zabudowań, bez możliwości zdobycia wody – więc znajomość trasy, a w szczególności rozmieszczenia sklepów, była bardzo pożądana 🗺️.Kilku zawodników miało poważne kłopoty z powodu odwodnienia, a jednemu z nich udało mi się pomóc, ofiarowując mu jeden z czterech bidonów, które posiadałem 💦🚴♂️.Dobry uczynek zaliczony 🙂.
Jak już pisałem, trasa była szybka, ale było kilka ciekawych odcinków specjalnych w postaci – krótkich, bo krótkich – ale za to kilkunasto(!)procentowych podjazdów i zjazdów 🔥, wjazdu na górę pod Trzebnicą z pięknym widokiem na Wrocław 🌄, czy kilku błotnisto-łąkowych odcinków z kałużami, mogącymi pochłonąć w całości cyklistów o tyle nierozważnych, by w nie wjechać 😉.
Nie obyło się też bez przygody, która mogła zakończyć mój udział w tych zmaganiach 😬.
 Na jednym z "szybkich" wałów zagapiłem się w zegarek ⌚ i nie zauważyłem wielkiej jak ciężarówka składanej metalowej blokady parkingowej 🚧 (która uniemożliwiała wjazd samochodów na wały).
 Kiedy podniosłem głowę, było już za późno na hamowanie 😱.
 Zacisnąłem tylko ręce na kierownicy i z prędkością ok. 25 km/h uderzyłem w nią z impetem 💥.
 Moje szczęście polegało na tym, że jechałem dość szybko, a blokada nie była zamknięta na kłódkę (chyba 😅) i pod wpływem uderzenia położyła się na ziemi, nie robiąc mi ani rowerowi krzywdy 🥵.
 A przed startem ostrzegali, żeby na te blokady uważać! W sumie grubo ponad 50 ominąłem, czyli uważałem 🤔😁.
Okoliczne sklepy znajdujące się na trasie przeżywały prawdziwe oblężenie 🛒🚴♂️, a zakupy w nich doprowadzały mnie do rozpaczy, bo pomimo tego, iż się nie ścigałem, to pobyt w nich ok. 15–20 min nie był dla mnie przyjemny (lecz bezwarunkowo konieczny 😅).
Poza początkowymi problemami całą trasę pokonałem z WIELKĄ przyjemnością 😍 i bez większych problemów.Plamę dałem jedynie we Wrocławiu, na ostatnich kilometrach 🫣.
 Nie zauważyłem (chyba ze zmęczenia 🥴), że wyznaczona trasa przebiega w wielu miejscach pod mostami i wiaduktami, i straciłem dużo czasu, omijając je bokiem, często stojąc na światłach 🚦.
 Pomimo straty 10–15 min nie popsuło mi to przyjemności z rywalizacji na całej trasie 😎.
Organizacja zawodów stała, moim zdaniem, na najwyższym poziomie 👏 i między innymi dlatego postaram się tu przyjechać za rok.Może na dłuższą trasę? 🤔🚴♂️
Na mojej trasie wystartowało 119 zawodników.Ja zająłem zaszczytne 70. miejsce, a pokonanie 166 km zajęło mi 8 godz. i 47 min ⏱️ (łącznie z kolejkami w sklepie i plamą nawigacyjną we Wrocławiu 😁).
Bardzo polecam tę imprezę wszystkim miłośnikom dwóch kółek! 🚴♂️❤️