W sobotę o godz. 7 rano w Estonii rozpoczęła się kolejna przygoda na dystansie Ironman. Ponad 650 zawodników z całego świata stanęło na linii startu aby zmierzyć się z 3,80 km (2,4 mil) pływania 🏊, 180,2 km (112 mil) jazdą na rowerze 🚴 i 42,195 km (maraton, 26,2 mil) biegu 🏃.
Pływanie odbyło się w jeziorze - 2 pętle z australijskim wyjściem, trochę wiało i minimalnie falowało. Z wody wyszedłem po 1:09:05 co dało średnie tempo 1:50 na minutę. Według przedstartowych założeń płynąć miałem w komforcie i tak też było. Następnie nadszedł czas na rower, na którym ostatnimi czasy czuję się bardzo mocno 💪 i tak było i tym razem - pełna kontrola i moc w nogach na całości dystansu, aż żal było z niego schodzić. Na rowerze zająłem 30 miejsce spośród wszystkich zawodników.
Szybka strefa zmian, która odbywała się tuż przy mecie - worek z butami został umieszczony przez obsługę zawodów i nie wiedziałem, gdzie będzie wisiał. Z pomocą przyszła moja Karolinka, która krzyczała głośno 📢, że mam biec dalej i podpowiadała gdzie jest worek z moim numerem. Ciekawostką jest to, że rower odbierają wolontariusze i odstawiają na swoje miejsce, jest to duże ułatwienie, z którym pierwszy raz się spotkałem.
Ostatnia z konkurencji to bieg - w dalszym ciągu nie jest to mój faworyt, chociaż zrobiłem już duży postęp. Plan był prosty... złamać 4h na maratonie, a że był to mój drugi maraton w życiu - nie było to takie oczywiste. Całe szczęście zrobiłem porządną rozgrzewkę przed jego rozpoczęciem i dosyć swobodnie mi się biegło trzymając w miarę zaplanowane tempo. Cztery pętle biegowe po ponad 10km i niesamowity doping kibiców i wolontariuszy zagrzewał do walki, a że bieg rozpocząłem jako 31 zawodnik na trasie siła dopingu była imponująca. Nie ma co ukrywać - kibice i wspierający bliscy muszą się mocno nagimnastykować, żeby wytrzymać trud takich zawodów. I w tym miejscu muszę mocno ucałować 😘 moją Karolinkę za organizację wyjazdu, kibicowanie i wspieranie podczas całego okresu zawodów i przygotowań. Mam wrażenie, że kibicowanie i bycie we wszystkich miejscach, żeby mnie widzieć na trasie sprawiło, że spaliła chyba więcej kalorii, niż ja 🙂.
Kiedy idzie tak dobrze to w końcu coś musi pójść nie tak 😐 - od 30km zaczęły się problemy ze skurczami w udach i nastąpił marszobieg, próbowałem ratować się solami z minerałami, niestety nie na wiele to się zdało. Mimo wszystko zakładany czas złamania 4h zrobiłem i przebiegłem maraton w czasie 3:53:57. Wbiegając na metę po raz drugi usłyszałem - "PIOTR YOU ARE AN IRONMAN !!!! "
Kończę z czasem 10:09:05 - co daje rewelacyjne 10 miejsce w kategorii wiekowej i 51 w klasyfikacji ogólnej. Ciężka praca i systematyczność treningu robi robotę i małymi kroczkami pnę się coraz wyżej. Kolejne doświadczenie zdobyte, kolejna lekcja do odrobienia i wyciągnięcie wniosków na przyszłość. Jeszcze ostatniego słowa nie powiedziałem i bariera 10h jeszcze pęknie.Teraz czas na kolejne wyzwanie, które już wkrótce bo 01.09.23 na ciut dłuższym dystansie … 2IM 😀.
Trzymajcie kciuki 🙂.